Tkane dziedzictwo - Woven Heritage

[M.K.] Czy mama tkała wyłącznie perebory, czy również inne rzeczy? [K.CH.] Tkała różne rzeczy. Pamiętam wielonicielnicówkę. Z rozmów z mamą wynika, że w tamtych czasach, jej czasach, a ma 94 lata, tkało się to, co było potrzebne w codziennym życiu. Było to lniane płótno i płótno na worki, ręczniki, ubrania. Tkała też płótno konopne i wiele innych. Wszystko, co mogło znaleźć praktyczne zastosowanie w domu. [M.K.]Kto lub co jest Twoją największą inspiracją w tkactwie? [K.CH.] Trudno mi wskazać jedną konkretną osobę, ponieważ inspiracje zmieniają się. Najczęściej czerpię inspi- rację z najbliższego otoczenia oraz prac innych twórców. Dziewczyny, które teraz tkają, potrafią mnie za- chwycić swoimi pomysłami Dzięki mediom społecznościowym mogę odkrywać, co robią tkacze na całym świecie, i za każdym razem znajduje się coś, co przykuwa uwagę. Jeśli chodzi o inspirację, nie chodzi tylko o ludzi — czasem to drobiazgi z codziennego życia. Ostatnio zain- spirowała mnie pocztówka z wystawy grzybów w Białowieży. Była stara i związana z dawno zakończonym konkursem, ale wzory grzybków, które na siebie zachodziły, tworzyły zupełnie nowe kształty i kolory. Taka nieoczywista inspiracja. Inspiracje można czerpać z różnych źródeł, czasem zupełnie przypadkowych. Na przykład zdarza mi się dostrzec coś interesującego w programie telewizyjnym — robię wtedy zdjęcie ekra- nu. Zrzuty ekranu w telefonie, które robię podczas przeglądania internetu, to u mnie codzienność. Fascynu- ją mnie też stare, proste wzory, które znajduę na narzutach. [M.K.] Czy jest jakaś historia lub wspomnienie związane z tkaniem, które ma dla Ciebie szczególne znaczenie? [K.CH.] Jedno z moich najbardziej pamiętnych doświadczeń w tkaniu to przygoda z opsypującą się osnową. Dowiedziałam się nawet, że to zjawisko ma swoją nazwę — „opsypująca się osnowa”. To już pokazuje, że nie tylko ja miałam z tym problem. Jednak w moim przypadku skala była wyjątkowa — osnowa 20 metrów a nie kilka, ja kto teraz często bywa. To doświadczenie nauczyło mnie, że każdy element w krosnach ma swoją funkcję i nie wolno niczego ignorować. Myśl "uczmy się na cudzych błędach" ma głęboki sens, ale jak widać, niektórzy – w tym ja – wolą uczyć się na własnych. Pamiętam, jak rozciągnęłam tę 20-metrową osnowę na połowie podwórka, żeby jakoś ją ponaciągać i uratować. To była lekcja cierpliwości i pokory. Zrozumiałam wtedy, co miały na myśli starsze tkaczki, mówiąc: „Trudno, na straty”. Czasami po prostu trzeba pogodzić się z faktem, że źle założona osnowa jest do wyrzucenia, bo splątane nitki robią, co chcą, i nie dają się ujarzmić.

Choć z jednej strony boję się siadać do krosien, to z drugiej strony czuję, jak mnie ciągnie, by zobaczyć co z tego wynikło.

[M.K.] Jaką technikę tkacką preferujesz najbardziej i dlaczego? [K.CH.] Na chwilę obecną perebory, choć wciąż marzę o opanowaniu wielonicielnicówki. Pamiętam słowa mojej mamy, która mówiła, że jeśli opanuję zasadę pracy z nicielnicami — najpierw cztery, potem sześć, aż do ośmiu — w końcu będę mogła tworzyć własne kombinacje wzorów. Tłumaczyła, że nie będę musiała przepisywać numerków z gotowych wzorów, tylko sama będę mogła je wymyślać. To bardzo mnie pociąga. Zanim jednak przejdę do wielonicielnicówki, muszę uporządkować to, co mam teraz na dwóch krosnach.

13

Tkane Dziedzictwo Wywiady

Woven Heritage Interviews

Made with FlippingBook - professional solution for displaying marketing and sales documents online