Tkane dziedzictwo - Woven Heritage

zaczniesz tkać, musisz nauczyć się prząść”. Zimą zacząłem się uczyć przędzenia, a na wiosnę miałem już pierwsze nitki i postawiłem krosna.

[M.K.] Jakie były Twoje początki związane z tkaniem? [E.M.] Pierwszy raz osnułem krosno “po ścianie”, bo nie miałem snowadła. Babcia podpowiedziała, że wy- starczy wbić gwoździe w ścianę i na nich naciągnąć nitki. Tak właśnie zrobiłem. Do tego czasu zdążyłem nauczyć się tkać krajki, więc miałem już pewne podstawy.

Pierwsze tkanie na krosnach było prawdziwą mordęgą – wszystko robiłem sam, od zbicia staciw po założe- nie nawojów. Brakowało mi czółenka, nawijałem nitki na wrzeciono i tak tkałem.

Pamiętam, że kuzynka babci, która kiedyś pożyczyła komuś warsztat tkacki, zadzwoniła do swojej starszej znajomej. Ta, mając ponad 80 lat, przeszła trzy kilometry, żeby oddać pożyczone kiedyś czółenka.

Pierwsze tkanie to były proste ręczniki — paski z pereborowym wzorem po bokach. Było to wyzwanie, bo nie wiedziałem, że trzeba użyć deski, by lepiej kontrolować wzór. Wybierałem każdy motyw ręcznie, co przypominało technikę sejpak, gdzie każdy rządek musisz wybierać osobno. Te pierwsze ręczniki, choć dla mnie wydawały się brzydkie, były bardzo chwalone przez moją rodzinę. Pierwszy rok tkałem na dwóch podnorzach, bo próby z czte- rema nie zawsze wychodziły. Dopiero później udało mi się opanować cztery nicielnice. [M.K.] Kto lub co było Twoją największą inspiracją w tkactwie? [E.M.] Dla mnie największą inspiracją zawsze były piękne, skomplikowane tkaniny, które miałem okazję widzieć w różnych miejscach. Szczególnie zapadały mi w pamięć stare kapy — te z domów tkaczek, ale też te, które zdobiły wnętrza kościołów. Pamiętam, jak raz poszedłem do spowiedzi i nie mogłem się skupić, bo ksiądz siedział na niesamowicie zdobionej kapie. Wielką inspiracją były też historie związane z tkactwem, takczki opowiadały mi o swoich doświadczeniach. [M.K.] Czy masz jakieś szczególne wspomnienie związane z tkactwem? [E.M.] Oj, tych historii jest wiele, ale jedna z najzabawniejszych dotyczy mojego „polowania” na snowadło i staci- wa do krosien. Usłyszałem, że w opuszczonym domu na wiosce może być snowadło. Wczesną wiosną, gdy śniegu było jeszcze sporo, namówiłem moją koleżankę, żeby mi pomogła. Snowadła nie znaleźliśmy, ale na sąsiednim podwórku wisiały staciwa. Były olbrzymie, solidne, dębowe, a jedna ważyła chyba z 50 kilogramów. Zabraliśmy jedne z nich i nieśliśmy je przez całą wioskę, w biały dzień, jakieś półtora kilometra. Moja koleżanka pomogła mi przy pierwszych, ale potem się na mnie obraziła. No cóż, nie miałem wyboru — wróciłem po drugą staciwę sam. Po jakimś czasie, kiedy już złożyłem krosno i zacząłem na nim tkać, właścicielka, która była moją daleką krewną, przyszła do mnie i zapytała, czy to ja „pożyczyłem” jej staciwa. Próbowałem się tłumaczyć, że nie wiedziałem, że dom jest zamieszkany. Na szczęście, jak to w rodzinie wszystko się jakoś rozeszło po kościach. [M.K.] Jakie techniki tkania preferujesz najbardziej i dlaczego? [E.M.] Najbardziej lubię pracować z wielonicielnicówką — fascynują mnie jej możliwości i różnorodność. Szczególnie interesują mnie bardziej zaawansowane tkaniny, takie jak ośmio- czy dziesięcionicielnicowe dywany. Te prostsze, czteronicielnicowe, zawsze traktowałem jako coś podstawowego, czym tkaczki nazywały „szajsem”. Uwielbiam też perebory.

28

Woven Heritage Interviews

Tkane Dziedzictwo Wywiady

Made with FlippingBook - professional solution for displaying marketing and sales documents online